Thursday, July 30, 2015

Cmentarzyk na Drabiniance

Można powiedzieć że to post z nowego cyklu "ocalić od zapomnienia" ;-) Oczywiście nie chodzi o zapomnienie tak w ogóle, ale o zapomnienie przeze mnie. Poniższe zdjęcia zrobiłem podczas wesela siostry mojej żony w Rzeszowie, a potem... zapomniałem o nich na amen. Leżały do dziś (ładnych kilka lat) w folderze z tego ślubu i dopiero poszukiwania całkiem czego innego naprowadziły mnie na ich ślad. Mam powody mniemać, że  nie są jedyne i podobnych "przy okazji" robionych zdjęć znajdę u siebie jeszcze sporo. 

"Przy okazji" to było tak... Nim impreza na dobre się rozpoczęła, musieliśmy odczekać jeszcze jakiś czas na "maruderów", jedni zabijali go paleniem inni wstępnym zalewaniem pały a ja poszedłem na obchód terenu. Tuż obok domu weselnego (zajazd Polonez), dostrzegłem interesującą płytę i za chwilkę już przy niej byłem. Okazało się że na skwerze między ulicami Graniczną a Zieloną, położony jest maleńki cmentarzyk.

 

Oczywiście musiałem podejść bliżej

 


 A potem okazało się że mam na niego widok z balkonu pokoju w jakim nas zakwaterowano...

Niestety pomimo kwerendy internetowej nie udało mi się dotrzeć do informacji przy okazji jakiej akcji zginęli ci żołnierze. W zasadzie możliwości są trzy polegli podczas akcji dywersyjnej, podczas ochrony transportu lub miejsca przebywania kogoś lub czegoś ważnego, lub w wyniku obławy (najmniej prawdopodobne w 1943 roku).

Dla zainteresowanych - Rzeszów dzielnica Drabinianka.








4 comments:

Michał said...

Witaj Makromanie.
Nawet na weselu, gdy sie nie zalewa pały,
Cosik się wynajdzie, gdy człek jest ciekawy.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał

Hanna Badura said...

Cmentarz niewielki, ale jego wartość historyczna może być bardzo duża.
Dobrze, że te zdjęcia zamieściłeś. Może się komuś przydadzą. Pozdrawiam :)

makroman said...

Michale - generalnie nie lubię zalewania pały, dlatego lubię imprezy z moją żoną, bo albo cały czas tańczymy i nie ma wtedy okazji do picia, albo idziemy coś pooglądać i wtedy też jest się z dala od pijących i nie trzeba odmawiać.

Hanno - na pewno mało opisany w sieci, a jak by ktoś potrzebował, to wielka dla mnie przyjemność i zaszczyt.

Wiesław Zięba said...

Dobrze, że o miejsce to ktoś dba.