Friday, October 3, 2014

Praga reminiscencje

Cholernie dziwny czas - niby sporo wolnego, ale jakiś taki pokawałkowany, trudno zabrać się za coś konkretnego. Blog w odstawkę, na maile odpowiadam z ogromnym opóźnieniem, drzewa stos do pocięcia i zawsze jakaś duperela niecierpiąca zwłoki wyskoczy. Co gorsza już wiem że nie zrealizuje wszystkich planów na ten rok. Miało być kilka wycieczek rowerowych, ale nici z tego. Wrzesień pluchowaty, a jak słonecznie było to musiałem do pracy. Z drugiej strony materiału na ten blog i na przyrodnicze Makrodrogi starczy mi pewnie do grudnia. No zobaczymy, w każdym razie czas się brać za pisanie nim wszystko mi z głowy uleci.

Dziś to już ostatni post o Pradze - reminiscencje. takie luźne z niczym konkretnym nie związane migawki.



Dwa pierwsze zdjęcia to okolice Mostu Karola. Żadna rewelacja - ot rzuciły mi się w oczy.


Ciekawy wystrój kibelka w jednej z praskich restauracji - do ubarwienia wnętrza wykorzystano drzwiczki od starych pieców - niestety sa wmurowane i nic się za nimi nie kryje - sprawdziłem ;-)


Jedna z galerii handlowych w centrum - przyznam szczerze że moja żołniersko bohaterska dusza  raduje się na widok tak niecodziennego podejścia do etosu rycerskiego.


Praga miastem uczonych była, czy jest nadal? Trudno powiedzieć śledzę najnowsze doniesienia, ale z Pragi za wiele ich nie ma. Nie oszukujmy się w dzisiejszych czasach bez kolosalnych pieniędzy i współpracy międzynarodowej praktycznie  badań prowadzić się nie da - no może Japończycy i Amerykanie z ich projektami badań nad nautrinami - ale i tak większe sukcesy wróżę CERN.
W każdym razie postać na fasadzie jest mi bliska duchowo.

 Municypal hous - "rada miejska" - mniej ważne - byliśmy już wściekle padnięci, nawet nie było serca by poszaleć z aparatem, a co dopiero badać co zacz ów obiekt?

Svaty Peter - czyli kościół świętego Piotra - to już koniec. Zapadamy w knajpce przy piwie, czekając na ewkuację.
Jeszcze tylko przygoda z hostelem. jest tam w okolicach taki jeden - nawet Google go nie pokazują - aby wejść trzeba wiedzieć. Żadnego szyldu tylko domofon. Al;e jak się siedzi dłuższy czas przy piwie to człowiek co nieco dostrzeże - zatem dostrzegłem grupki ludzi co to wchodzili lub wychodzili z tego domu.
W pewnym momencie podchodzi do nas dziewczyna, chyba z Indii lub Pakistanu i pyta grzecznie o ówże - pokazując na smartfonie ze tu ją nawigacja doprowadziła a tu ... nic nie ma! Bezradnie rozkłada ręce. A jednak jest... Robię minę bywalca, światowca i człowieka wszechstronnie otrzaskanego... Mayby this, but i;m not sure - znaczy brzmiało to tak majby dis, bat am not siur... Podprowadzam ją pod ów tajemniczy domofon wskazuję na miejsce - - ale ona nie kuma! Więc wciskam klawisz i rzucam w trzeszczące łącza: wisitor, aj hew a reservejszyn. (pewnie się w recepcji zdziwią że gadał facet a wchodzi dziewczyna).
W oczach jej widzę przerażenie.. czyby  "Hostel" oglądała? - ale wchodzi...
Ps - nigdy więcej już jej na oczy nie zobaczyłem...
I tym optymistycznym akcentem - kończę moje praskie opowieści.

3 comments:

DD said...

Tyle razy byłam w Pradze, a tak naprawdę, to dopiero teraz, dzięki Tobie poznaję to miasto. Dziękuję

Agnieszka Korzeniewska said...

A ja ani razu nie byłam w tym pieknym mieście, aż wstyd!

holka said...

W Czechach na każdym kroku czeka jakaś niespodzianka :-) Jeździec to Święty Wacław Davida Cernego, wcale nie najbardziej kontrowersyjna z jego rzeźb ;-)